Według światowych statystyk kraj nasz należy do ścisłej czołówki pod względem uratowanych pacjentów po zawałach serca. Jednocześnie statystyki wskazują, że brak rehabilitacji kardiologicznej, nie pozwala wykorzystać w pełni życia “po zawale”. Może rozwiązaniem będzie… telerehabilitacja?
Początki telerehabilitacji
Telerehabilitacja jest dziedziną, która w bardzo szybkim tempie się rozwija i znajduje zastosowanie w krajach całego globu. Nasz kraj stawia pierwsze kroki. W niedługim czasie na pewno znajdą się podmioty wykonujące tego typu usługi z zakresu telerehabilitacji.
Wszystko zaczęło się w ośrodku rehabilitacyjnym Rehabilitation Engineering Research Center (RERC) w Stanach Zjednoczonych. Pierwsza aplikacja do telerehabilitacji dostępna była już w 2001 roku. Polegała ona na leczeniu pacjentów przez lekarzy poprzez internet. Jak? Lekarz przekazywał choremu wszelkie wytyczne odnośnie do danej terapii, a chory musiał postępować według jego zaleceń. Wystarczyło mieć w domu komputer lub inne urządzenie mobilne i być zarejestrowanym w systemie.
Kolejnym etapem rozwoju telerehabilitacji była konferencja z 2012 roku, poświęcona tylko i wyłącznie tej dziedzinie. Udział w niej wzięło mnóstwo osób ze świata medycyny i nie tylko. Spotkać tam można było również urzędników państwowych, widzących dużą szansę dla obniżenia kosztów leczenia w publicznej służbie zdrowia.
Zapoczątkowanie telerehabilitacji możliwe było dzięki wykorzystaniu kamer internetowych — w końcu to one przyniosły wideokonferencje. Obecnie do tego celu używa się kamery 3D. Pozwalają zobaczyć nawet trójwymiarowy model człowieka, a jego ruchy można obserwować oraz kontrolować.
Czym jest telerehabilitacja kardiologiczna?
Telerehabilitację można potraktować jako “drugi etap” procesu rekonwalescencji. Pierwszy etap ma miejsce w ośrodku rehabilitacji, gdzie specjalista:
- określa stan kliniczny pacjenta,
- przygotowuje planu indywidualnego treningu dla chorego,
- uczy pacjenta obsługi systemu monitorującego i sterującego treningiem.
Podczas tego etapu chory ma zadanie wykonywania ćwiczeń szkoleniowych.
Drugi etap odbywa się już w domu pacjenta. Każda zakwalifikowana osoba, opuszczając placówkę medyczną, dostaje tzw. rejestrator. Ma on za zadanie zapisywanie sygnału EKG, sterowanie treningiem dopasowanym do wagi oraz pomiarem ciśnienia chorego.
Wszystkie wyniki poprzez urządzenie wysyłane są od razu do centrum, z którego chory otrzymuje wytyczne odnośnie do dalszego treningu. Metody te są idealnym rozwiązaniem dla wszystkich osób powracających do codziennego funkcjonowania, gdyż mogą wykonywać poprawną domową rehabilitację, pracując zdalnie z domu.
Paradoks. Koszt telerehabilitacji, czy się ona opłaca?
Sam koszt ratowania życia poprzez operacje oraz późniejsze leczenie jest bardzo wysoki. I tu występuje swego rodzaju paradoks, ponieważ pomimo wydanych pieniędzy nikt nie wymusza na chorych dalszej niezbędnej rehabilitacji.
Jest jednak sposób, aby przynajmniej część chorych z niej nie rezygnowała. Jaki?
To telerehabilitacja. Koszty jej są dużo mniejsze od rehabilitacji stacjonarnej, gdzie pacjent nie zajmuje łóżka, bo może wykonywać w domu. Jest ona również wygodniejsza dla chorego, który musi opuszczać swojego miejsca zamieszkania, miejsca pobytu — nie naraża się na skutki uboczne podróży, nie musi angażować dodatkowych osób, które musiałyby być dla niego wsparciem w czasie transportu.
Należy pamiętać, że dla każdego chorego rehabilitacja jest niezbędna. A co z osobami, których stan zdrowia nie pozwala na korzystanie z rehabilitacji stacjonarnej, czy dla osób, które mieszkają bardzo daleko od ośrodków rehabilitacyjnych? Jedynym rozwiązaniem jest telerehabilitacja, która jak widać, jest przyszłością dla wszystkich potrzebujących.
Opracowanie własne/Redakcja
Źródło: