Skóra jest pierwszą naturalną zaporą, która chroni nasz organizm przed różnego rodzaju czynnikami fizycznymi, chemicznymi i biologicznymi. Do niedawna oparzenie już połowy powierzchni ciała człowieka oznaczało śmierć. Jednak medycyna ciągle idzie do przodu i… udało się uratować człowieka, który miał ciężko poparzone 95 proc. ciała! Jak? Przeczytacie w tym artykule.
Przeszczepy skóry
Przeszczepy skórne to najczęstszy sposób leczenia poparzeń. Wyróżniamy dwa rodzaje tego sposobu leczenia: przeszczep autogeniczny (od samego dawcy) oraz przeszczep allogeniczny (od innego dawcy).
Teoretycznie materiał do autoprzeszczepu możemy pobrać z każdej części ciała. Ale to tylko teoria, wszystko zależy od miejsca ubytku skóry.
Tradycyjne metody przeszczepów można stosować przy stosunkowo niewielkich ubytkach skóry. Co w przypadkach, gdy poparzone jest 70-80 proc. powierzchni ciała? Czy człowiek musi być skazany na śmierć? Ratunkiem jest skóra wytworzona poza organizmem, naturalna, wyhodowana z komórek macierzystych biorcy.
Hodowla skóry
W przypadku obszernych i głębokich poparzeń tradycyjne metody transplantacji są niewystarczające. Ich skutkiem ubocznym są też duże blizny, przez które pacjenci pozostają często naznaczeni już na całe życie. Wyhodowanie skóry i przeszczepienie jej to często jedyny sposób na przeżycie.
Do podjęcia leczenia tym sposobem potrzebna jest znajomość inżynierii tkankowej, która ma na celu zastąpienie, przywrócenie, udoskonalenie lub podtrzymanie funkcji tkanek i narządów. Jak do tego dochodzi? Implanty skóry, które zawierają komórki własne pacjenta, osadza się na specjalnym materiale, który pełni funkcję “rusztowania”. Zasiedla się je komórkami wcześniej wyhodowanymi w warunkach in vitro, po czym powstałą konstrukcję materiałowo-komórkową wszczepia w miejsce ubytku.
“Rusztowania” przygotowywane są z biozgodnych materiałów. W pierwszym etapie (in vitro) stymulują komórki do namnażania, różnicowania i odtwarzania odpowiedniej tkanki. W dalszym etapie materiały te ulegają powolnemu rozpadowi i wchłonięciu przez organizm. Dzięki czemu nie musi być przeprowadzana kolejna operacja w celu usunięcia “rusztowania”, a co za tym idzie, pacjent nie jest narażony na niepotrzebny ból.
Ratunek
Ten zawiły proces prościej tłumaczy dr Drukała – profesor z Uniwersytetu Jagiellońskiego:
“Pacjentowi pobiera się w warunkach ambulatoryjnych ok. 0,5 cm kw. skóry w znieczuleniu miejscowym. Wycinek trafia do pracowni, gdzie jest rejestrowany i przenoszony do sterylnych pomieszczeń. Tam rozpoczyna się izolowanie pojedynczych komórek z fragmentu tkanki. Komórki trafiają do naczyń hodowlanych, gdzie dostają pożywkę. Po kilkudziesięciu godzinach zaczynają się dzielić. Po 10 dniach pobieramy komórki z naczyń hodowlanych i mieszamy je z klejem tkankowym stosowanym w chirurgii.”
W kolejnych etapach powstaje materiał zwany “żelem komórkowym”. To właśnie on jest aplikowany na ranę poparzonej osoby w trakcie zabiegu. W miejscu, gdzie ten żel się pojawiają się możliwości łączenia kolejnych tkanek – powstaje skóra. Co więcej, żel komórkowy “angażuje” również poparzone komórki, które zostały w ciele pacjenta. Pobudza je do wzrostu i względnej regeneracji.
Doktor Drukała ma swój udział w uratowaniu 20-latka z Dolnego Śląska, którego poparzenie obejmowało 95% ciała. Było to możliwe tylko dzięki 180 milionom komórek skóry! Niesamowite? A jednak możliwe. Metoda ta stosowana jest nie tylko na pacjentach z rozległymi poparzeniami, ale również w chorobach skóry, gdzie wszystkie inne metody zawiodły.
Opracowanie własne/Redakcja
Źródło: